Puchar Świata 2016


Podwójny Puchar Świata

Sezon Pucharu Świata FIM 2016 zapowiadał się jako jeden z najtrudniejszych w ostatnich latach. Rękawicę, obrońcy trofeum rzucił bowiem Ignacio Casale – zwycięzca Rajdu Dakar w 2014 roku i od lat wielki rywal Rafała Sonika. Chilijczyk chciał odebrać Polakowi koronę, ale w końcowym rozrachunku, to znów „SuperSonik” stanął na najwyższym stopniu podium. I to w podwójnej chwale.

Pojedynek dwóch mistrzów rozpoczął się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Casale od pierwszego etapu Abu Dhabi Desert Challenge przypuścił atak i… bardzo szybko otrzymał karę za korzystanie z nielegalnej pomocy. Straty czasowej nie zdołał już odrobić, bo Rafał Sonik, dobrze znający pustynię Empty Quarter, do ostatnich kilometrów nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa.

W drugiej odsłonie pojedynku, na kamienistych i skalistych pustkowiach Kataru, górą był Casale, ale rywalizacja tych dwóch, świetnych quadowców zakończyła się już podczas kolejnej rundy na Sardynii. Na włoskiej wyspie rajdowców pogodził Sebastien Souday, ale to Sonik znalazł się w lepszej sytuacji, ponieważ jego główny rywal nie ukończył zmagań.

Czwarta runda, Atacama Rally, przesądziła o losach rywalizacji. Jadąc na swoim terenie, pretendent do odebrania Sonikowi Pucharu Świata miał pokazać siłę i wrócić do gry. Tak się jednak nie stało, ponieważ Casale w ogóle nie pojawił się na starcie. Krakowianin wygrał, a swój piąty Puchar Świata przypieczętował jeszcze miesiąc później, zajmując drugie miejsce w OiLibya Rally.

Ceremonia wręczenia medali w Maroku przyniosła Rafałowi Sonikowi spore zaskoczenie, ponieważ otrzymał dwa mistrzowskie tytuły. Poza piątym Pucharem Świata w rywalizacji quadów, zdobył również Puchar Świata Weteranów, w którym bierze się pod uwagę łączną klasyfikację quadowców i motocyklistów.

Abu Zabi

Już na kilka dni przed startem pierwszej rundy Pucharu Świata Rafał Sonik zacierał ręce. Rywalizacja z takim przeciwnikiem, jak Ignacio Casale zapowiadała się emocjonująco. Po krótkim prologu, Chilijczyk zaatakował, a Polak… został kilka minut z tyłu. Jego Honda zaczęła „pić” zbyt dużo paliwa, więc musiał poświęcić trochę cennego czasu na naprawę usterki i poprawienie ustawień.

Karta odwróciła się już kolejnego dnia. Okazało się, że rajdowiec z Ameryki Południowej także miał awarię i stracił olej. Jego serwis dostarczył zapas na trasę odcinka specjalnego i tym samym… złamał przepisy. W efekcie quadowiec otrzymał kilka godzin kary. Co więcej na dojazdówce wybuchł mu silnik i w ogóle nie wyjechał na trasę drugiego etapu.

Krakowianin również zmagał się z problemami. – Okazało się, że silnik ma poważną usterkę. Moi mechanicy – Jarek Zając i Ryszard Sokołowski przez całą noc pracowali wymieniając głowicę, cylinder i tłok. Poprawiali też działanie amortyzatorów. To tylko dowód na to, że nikt nie wygrywa rajdu na początku i wszystko się może zdarzyć – komentował Sonik.

Ostrożny i rozważny lider rajdu w kolejnych trzech dniach nie forsował tempa. Utrzymywał przewagę nad pozostałymi zawodnikami i odniósł pewne zwycięstwo, obejmując prowadzenie w klasyfikacji sezonu. – Za mną wiele lat startów, upadków, kontuzji. Siedem prób wygrania tego rajdu i drugie zwycięstwo. Mogę powiedzieć, że mam taką samą satysfakcję, jak w 2014 roku, kiedy na najwyższym stopniu podium stanąłem po raz pierwszy – podsumował.

Katar

Zaledwie dwa tygodnie po zakończeniu Abu Dhabi Desert Challenge rywalizacja przeniosła się do Kataru. Tu, na zawodników czekała tradycyjnie skomplikowana nawigacja i twarda, kamienista, a ponad wszystko zdradliwa pustynia. Prędkość i walka na sekundy zebrała szybko swoje żniwo. Do szpitala w Ad-Dausze niemal codziennie przywożono motocyklistów i kierowców samochodów po wypadkach. Wśród nich znalazł się niestety również Jakub Piątek, którego złamanie kości udowej wyeliminowało na kolejne dwie rundy zmagań.

Kraksę na pozornie łagodnych i pięknych wydmach na południu kraju miał również Julian Villarubia – motocyklista, jadący w zespole Rafała Sonika. Hiszpan spadł ze szczytu wydmy i z lekkimi obrażeniami, mocno potłuczony został zabrany do szpitala. Co ciekawe to miejsce nie było oznaczone w roadbooku jako niebezpieczne… – Przez ten wypadek przestałem wierzyć roadbookowi i wyglądałem za każdą górkę, która pokazywała się na mojej drodze. Dopiero za tankowaniem odzyskałem rytm i pewność. Dlatego tym bardziej się cieszę, że udało mi się dziś wygrać. Jest to jednak gorzkie zwycięstwo, bo Julian ma złamanych siedem żeber i poleży w tutejszym szpitalu prawdopodobnie trzy dni – komentował Polak, który udzielał koledze pierwszej pomocy.

Specyfika Sealine Cross-Country Rally sprawia, że bardzo trudno jest tam odrobić poniesione straty. Polak na jednym z etapów przebił koło i miał ogromne problemy z zepsutą nawigacją. Przewaga, którą przy tej okazji zbudował sobie Chilijczyk była już zbyt duża i na mecie zwycięstwo fetował Ignacio Casale. Liderem Pucharu Świata pozostał jednak Polak i wszystko wskazywało na to, że losy rywalizacji po raz kolejny będą ważyć się na Sardynii.

Sardynia

Rafał Sonik w ostatnich trzech latach wygrywał Rajd Sardynii i w 2016 miał ogromną ochotę powtórzyć ten sukces. Zwłaszcza, że pierwszy etap rywalizacji wypadł w jego 50. urodziny. Na mecie w małym miasteczku Budoni czekała na niego w związku z tym niespodzianka.  – Moi kibice i przyjaciele schowali się, tak abym zobaczył ich w ostatniej chwili! Kiedy wyjechał zza rogu zastąpili mi drogę i odśpiewali „Sto lat!”. Świętowanie, zgodnie z planem, odkładam jednak na inny dzień, bo jutro zaczynamy etap maratoński – mówił lider Pucharu Świata.

Od startu Sardegna Rally Race na prowadzenie wysforował się Sebastien Souday. Walka z tym szybkim Francuzem nie była jednak priorytetem Polaka, który przede wszystkim kontrolował różnicę czasową dzielącą go od Ignacio Casale. Chilijczyk zajmował drugie miejsce do momentu, kiedy podczas drugiego dnia maratonu zatrzymał się na trasie z powodu awarii. To przekreśliło jego szansę nie tylko na zwycięstwo w tej rundzie, ale praktycznie w całym sezonie.

– Krzysiek Hołowczyc zwykł mawiać, że drugi jest pierwszym przegranym. W moim przypadku jest odwrotnie. Dla kilku moich konkurentów, celem i największym osiągnięciem było wygrać ten rajd. Dla mnie czwarty z rzędu triumf na Sardynii był sprawą drugoplanową. Najważniejsze jest zdobycie piątego Pucharu Świata. Dlatego jestem bardzo zadowolony z drugiego miejsca, które przybliża mnie do realizacji tego zamierzenia – podkreślił na mecie szczęśliwy 50-latek.

Chile

Rajd Atacama Rally po raz drugi znalazł się w kalendarzu FIM i po raz kolejny miał być popisem Ignacio Casale. W 2015 roku Chilijczyk triumfował na własnej ziemi, a drugi na mecie Sonik świętował swój czwarty Puchar Świata. Teraz zmagania na Atakamie były ostatnią szansą dla lokalnego rajdowca, by rzutem na taśmę odwrócić losy rywalizacji o główne trofeum. Tak się jednak nie stało. Wielki faworyt miejscowych kibiców rzucił ręcznik na ring i nie przystąpił do walki.

W zaistniałej sytuacji, Rafał Sonik musiał już tylko dojechać do mety, jednak nie zamierzał odpuszczać. Polak już pierwszego dnia miał jednak mrożącą krew w żyłach przygodę, która mogła go całkowicie wykluczyć z rywalizacji. Na trasie dojazdowej, z jadącej przed nim ciężarówki, spadła drewniana płyta i uderzyła w przód jego quada.

– Po przyjeździe na biwak trzęsły mi się ręce. Nie jestem zdziwiony, że coś takiego się stało, bo wielokrotnie widziałem niezabezpieczony towar na pakach południowoamerykańskich samochodów, ale miałem naprawdę ogromne szczęście. Nie miałem w ogóle czasu na reakcję, więc gdyby płyta nie spadła na mnie płasko, tylko kantem, to skończyłoby się to fatalnie – relacjonował.

Kolejne dni na szczęście przebiegały już bez tak niebezpiecznych przygód. Sonik parł w kierunku mety, która oznaczała piąty w karierze Puchar Świata. Co więcej kończąc zmagania z najlepszym czasem w klasie, zgarnął ostatni, brakujący „skalp” – jedyny rajd cyklu, którego do tej pory nie udało mu się wygrać.

– Tu, na Atakamie zaczynałem jako nowicjusz w 2009 roku. Po raz pierwszy przyjechałem na Dakar i kiedy zjeżdżałem z wydm do Copiapo czułem się jak eksplorator, zdobywca bieguna. Po latach startów ambicja, nauka i wytrwałość pozwalają mi wygrywać z lokalnymi zawodnikami, którzy znają ten teren znacznie lepiej niż ja. To zwycięstwo spina klamrą moje osiem lat startów w Ameryce Południowej – podsumował.

Maroko

W Rajdzie Maroka Rafał Sonik nie musiał walczyć na sekundy z rywalami. Miał zapewnione trofeum, więc skoncentrował się na testowaniu dakarowego quada. Tymczasem każdy z rywali, którzy pojawili się na piaskach zachodniej Sahary miał przed sobą jeden cel: pokonać mistrza. Tymczasem mistrz, już pierwszego dnia miał na quadzie nieproszonego gościa…

– Nie wiem, w którym momencie to się stało, ale koło musiało podbić sporej wielkości kamień, który wskoczył na mój podnóżek – relacjonował krakowianin.  – Gdyby odcinek miał choć jedną, długą prostą, wyrzuciłbym go w trakcie jazdy, ale trasa prologu była bardzo kręta. To był techniczny i szybki oes. Mogłem oczywiście się zatrzymać, ale prawdopodobnie straciłbym około 20 sekund – tłumaczył.

Oczywiście prolog nie miał wielkiego wpływu na dalszy przebieg rywalizacji. Znacznie bardziej problematyczny, niż kamień na podnóżku okazał się amortyzator skrętu, pełniący w quadzie tę samą funkcję, co wspomaganie kierownicy w samochodzie. Problemy przyszły jednak w odpowiednim momencie, ponieważ OiLibya Rally miał być właśnie poligonem doświadczalnym. – Dowiedzieliśmy się wielu ważnych rzeczy o sprzęcie. Przetestowaliśmy nowy silnik, sprzęgła oraz nowe ustawienia. Dlatego bardzo się cieszę, że wystartowaliśmy w Maroku, bo dzięki temu ryzyko awarii na Dakarze będzie jeszcze mniejsze. Taki właśnie był plan i został w pełni zrealizowany. Wiemy nad czym musimy jeszcze popracować i jak przygotowywać się do zbliżającego się, arcyważnego startu – powiedział.

Polak nie krył również radości z wywalczenia kolejnego trofeum. – To ogromna satysfakcja. Za mną już szósty sezon startów w cyklu FIM i piąty Puchar Świata. Każdy kolejny smakuje lepiej, a zgodnie z moim założeniem, to dopiero połowa drogi – mówił z uśmiechem.

Podczas ceremonii wręczenia trofeów w Erfudzie Rafał Sonik przeżył nie lada zaskoczenie. Okazało się, że w tym sezonie wywalczył nie jedno, a dwa trofea… Od sezonu 2016, międzynarodowa federacja motocyklowa FIM wprowadziła dodatkową kategorię – Puchar Świata weteranów w cross-country. Jest to klasyfikacja wspólna motocyklistów i quadowców. W końcowym rozrachunku, pośród rajdowych „seniorów” najlepiej wypadł właśnie Polak.

– Byłem kompletnie zaskoczony, kiedy na ekranie, po raz trzeci tego wieczoru pojawiło się moje nazwisko. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że FIM stworzył osobną kategorię. Do tej pory wygrywałem kilka razy wśród weteranów, ale nagrody przyznawali organizatorzy poszczególnych rajdów. Teraz zrobiła to federacja podsumowując sezon, dlatego dostałem drugi złoty medal – opowiadał o niespodziance wieczoru krakowianin.