Na cztery dni przed końcem Rajdu Dakar, Rafał Sonik odzyskał prowadzenie w klasyfikacji generalnej, zajmując drugie miejsce na ostatnim chilijskim etapie z Iquique do Calamy. Mimo to na mecie kapitan Poland National Team był wściekły. – Jestem zagotowany! Mój rezultat mógł być o przynajmniej 40 minut lepszy. Gdybym tylko nie musiał prowadzić quada zębami…
Liczący 450 km odcinek specjalny miał być dla quadowców i motocyklistów „odpoczynkiem” przed kolejnym etapem maratońskim. I rzeczywiście, pierwszą partię Rafał Sonik wspomina bardzo dobrze. – Miałem ogromną przyjemność z jazdy. Atakama jest jedną z najbrzydszych pustyń świata, ale dzisiejsze wydmy były naprawdę piękne. Pomyślałem: „oby tak było do końca – wreszcie porządny dakarowy odcinek”. W tym samym momencie wszystko zaczęło się psuć. Ostatnie 200 km do mety to była tragedia – relacjonował krakowianin.
Awarie, które posypały się jedna za drugą, nie jednego doprowadziłyby na skraj wyczerpania nerwowego. – Najpierw odkręcił mi się bak, potem padła elektryka. Nie miałem przewijarki roadbooka, przestała działać pompa paliwowa i quad zaczął zużywać jakieś 20 litrów benzyny na 100 km, więc musiałem stawać. Za pomocą buteleczki o pojemności pół litra i wężyka, ręcznie ściągałem paliwo, przelewając je do górnego zbiornika. Roadbook przewijałem palcami, tak, że aż zrobiły się sine – wymieniał Sonik.
To wszystko było oczywiście pokłosiem poniedziałkowej jazdy po Salar de Uyuni. – Jaki normalny człowiek wjedzie swoim samochodem, motocyklem, czy quadem do 90-procentowego roztworu soli? Nikt kto ma mózg tego nie zrobi! Ściganie się w solance, to jest chory pomysł – grzmiał quadowiec.
Emocjom kapitana rajdowej reprezentacji Polski trudno się dziwić, bo z powodu zawodzącego sprzętu stracił sporo czasu. – Mogłem być o 40 minut szybciej na mecie, ale bak, który się odkręcił trzymałem kolanami, lewą ręką kręciłem roadbookiem, a prawą trzymałem na niestykających klemach i kablach przy akumulatorze. Kierowałem zębami – ironizował rajdowiec.
W tych warunkach rezultat, który osiągnął „SuperSonik” robi wrażenie. Drugi czas na mecie dał mu 11-minutową przewagę nad czwartym tego dnia Ignacio Casale, a tym samym powrót na pozycję lidera. Przewaga Polaka wynosi jednak zaledwie 4 minuty, więc przez najbliższe cztery dni będzie musiał z uwagą odpierać ataki Chilijczyka.
O rozpoczynającym się w środę etapie maratońskim Polak nie chciał jeszcze nic mówić. – Na razie jestem zagotowany. Musimy dobrze się naradzić z mechanikami, bo pracy nie brakuje – zakończył.
Wyniki IX etapu:
1. Victor Gallegos (CHL) 6:31.46
2. Rafał Sonik (POL) + 15.35
3. Sergio Lafuente (POL) + 25.29
4. Ignacio Casale (CHL) + 26.24
Klasyfikacja generalna:
1. Rafał Sonik (POL) + 42:58.24
2. Ignacio Casale (CHL) + 4.00
3. Sergio Lafuente (URY) + 52.16