Pierwszy dzień maratonu na Atacama Rally okazał się dużym wyzwaniem nie tylko ze względu na przymus wyjątkowej dbałości o sprzęt, ale również bardzo skomplikowaną nawigację. – Przez ponad cztery godziny ścigania byłem piąty, czwarty, trzeci, drugi i przewodziłem stawce. Każdy z popełniał błędy nawigacyjne, więc co chwilę następował zwrot sytuacji i zmiana lidera. Nasze zmagania z powietrza musiały prezentować się bardzo efektownie – powiedział Rafał Sonik.
Atakama w tym roku okazuje się jeszcze większą łamigłówką nawigacyjną niż osławiony pod tym względem Rajd Kataru. Labirynt wyschniętych dolin rzecznych, wąskie i bardzo trudne technicznie przejazdy w górach, ale przede wszystkim krzyżujące się ślady. – Koleiny pozostawione w piasku przez naszych poprzedników pozwalają nam często zweryfikować decyzje, wynikające z roadbooka. Nie możemy jednak ślepo podążać za motocyklistami, ponieważ oni często ścinają, wybierając optymalną ścieżkę przejazdu. Tymczasem często jest ona zupełnie nie przystosowana dla quadów i łatwo można wpaść w pułapkę – tłumaczył lider Pucharu Świata i jedyny Polak w Atacama Rally.
Utrzymanie ciągłej koncentracji i skupienia w bardzo trudnym terenie to ogromne wyzwanie. Zwłaszcza na etapie maratońskim kiedy każde uszkodzenie może okazać się fatalne w skutkach i uniemożliwić zawodnikowi dalszą jazdę. – To ciekawe, ale wszyscy Chilijczycy jadą ode mnie zdecydowanie szybciej na niebezpiecznych fragmentach, tym samym bardzo ryzykując. Tymczasem ja doganiam i wyprzedzam ich na wydmach. Taki styl jazdy, Nicolas Saldia przypłacił dwoma kapciami, które teraz sam musi załatać przed jutrem… – mówił Rafał Sonik.
– Ja również nie uniknąłem przygód i kilka razy ciarki przeszły mi po plecach – kontynuował krakowianin. – Jeden z zakrętów był bardzo śliski i pokryty warstwą pyłu. Wypluło mnie na lewą stronę i zahaczyłem quadem o przeciwną skarpę. Gdyby były tam skały, to wolę sobie nawet nie wyobrażać skutków uderzenia. Na szczęście były to tylko luźno związane kamyki i szuter, więc skończyło się na lekko pogiętej feldze i aluminium. Wszystkie spawy są jednak nienaruszone, więc można powiedzieć, że miałem sporo szczęścia – relacjonował.
Na mecie Polak zameldował się z czwartym rezultatem. Różnice pomiędzy zawodnikami były minimalne, więc nie miało to większego wpływu na klasyfikację generalną. Dość powiedzieć, że po pokonaniu niemal 300 km oesu, Nilson Saldia i Giovanni Enrico odnotowali identyczny czas, dzieląc pomiędzy siebie etapowe zwycięstwo.
W piątek przedostatni dzień zmagań i druga część maratonu, na której okaże się, czy ktoś zbyt mocno eksploatował swój pojazd. – Nie czuję presji ścigania się o każdą sekundę. Nie chcę udowadniać pięciu Chilijczykom, że jestem od nich szybszy. Oni jadą po lokalną chwałę, a ja po Puchar Świata. To czy zabłysnę na danym etapie jest sprawą trzeciorzędną – zakończył Rafał Sonik.
III etap:
1. Nilson Saldia (CHL) 4:52.00
-. Giovanni Enrico (CHL) +0,00
3. Italo Pedemonte (CHL) +0.55
4. Rafał Sonik (POL) +1.07
5. Luis Barahona (CHL) +18.20
Klasyfikacja generalna:
1. Givanni Enrico (CHL) 12:43.39
2. Rafał Sonik (POL) +5.22
3. Italo Pedemonte (CHL) +7.11
4. Luis Barahona (CHL) +48.29
5. Nilson Saldia (CHL) +1:35.00