Rozpoczyna się jedenasta edycja rajdu Silk Way Rally, a razem z nią, Rafał Sonik rusza na bezdroża Syberii, mongolskich stepów i wydmy pustyni Gobi, by powalczyć o drugą statuetkę tygrysa. Dziewięciokrotny zdobywca Pucharu Świata chce również dodać do swojej kolekcji dziesiąte trofeum mistrzowski i „azjatycki Dakar” ma być kluczem do osiągnięcia tego celu.
W 2019 roku na trasach Silk Way Rally po raz pierwszy pojawili się motocykliści i quadowcy. Wcześniej w zmaganiach startowały tylko samochody i ciężarówki. – Ten rajd już wiele lat temu zapracował na miano legendy. Przez jakiś czas w ogóle nie był organizowany, ale wielokrotnie słyszałem od moich kolegów rajdowców zachwyt nad wyzwaniami „azjatyckiego Dakaru”. Przyjechałem więc na start w 2019 z poczuciem, że to historyczny moment, a kiedy wygrałem po niemal dwóch tygodniach zmagań Silk Way stał się moją osobistą legendą. Muszę przyznać, że przez czas pandemii marzyłem o tym, żeby znów móc się w nim ścigać – powiedział Rafał Sonik.
W ostatniej edycji rajd prowadził przez trzy kraje, a krakowianin wygrywając wszystkie etapy w Mongolii zapewnił sobie końcowe zwycięstwo na mecie w Chinach. To dla niego dobra wiadomość, ponieważ tym razem, kraj Czyngis-chana będzie gościć aż siedem dni zmagań – włącznie z etapem maratońskim. Co więcej, po raz pierwszy organizator nie zapowiedział dnia przerwy, a to oznacza dziesięć dni rywalizacji bez przerwy.
– Doskonale wiem, że to będzie rajd długi i trudny. Gdyby zliczyć wydatek energetyczny potrzebny na 10 dni ścigania bez przerwy, to pewnie byłby on równy temu, na 12-dniowym Dakarze. A jaki to będzie rajd? Mam nadzieję, że na trasie będzie trochę mniej camel grassu, który w 2019 był na tyle morderczy, że przez dwa czy trzy etapy przeklinałem jeżdżenie i ściganie się w ogóle. Mam też nadzieję, że nie rozjedzie mnie żaden Kamaz pędzący przez step 200km/h, bo dwa lata temu musiałem kilka razy uciekać im z drogi – śmiał się Rafał Sonik.
Dla „SuperSonika” Silk Way Rally będzie już 47. rajdem Pucharu Świata w karierze. Rajdowiec nie ukrywa, że kolejne, dziesiąte już trofeum jest jego głównym celem, a ponieważ super maraton w Rosji i Mongolii jest dodatkowo punktowany, liczy że postawi tam ważny krok na drodze do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej całego sezonu.
– Rajdy cross-country polegają na tym, żeby umieć powstrzymywać się od jazdy na pełnym gazie w danym terenie. Zawsze należy zachować margines bezpieczeństwa, bo niespodzianki i pułapki przydarzają się każdemu zawodnikowi. W takich momentach trzeba mieć cały czas świadomość, że tutaj nie wygrywa najszybszy, tylko najbardziej skuteczny. Punkty w klasyfikacji Pucharu Świata czekają tylko na tych, którzy dotrą do mety. A więc: rozwaga, rozsądek i tyle gazu ile podpowiada doświadczenie – taka jest recepta – podkreślił Sonik.
W czwartek odbyła się w Omsku ceremonia startu. W piątek zawodnicy ruszają na pierwszy etap w kierunku Nowosybirska – krótki, bo liczący zaledwie 87km odcinek specjalny będzie rozgrzewką przed bardzo długimi oesami zaplanowanymi w Mongolii.