Niemal 100-kilometrową sekcję fesz feszu i potężne wydmy Rafał Sonik pokonał dość płynnie, dzięki czemu 11. etap Rajdu Dakar zakończył na 4. miejscu. Do kapitana Poland National Team uśmiechnęło się szczęście, ponieważ poważnej awarii quada nabawił się Sergio Lafuente. Będący do tej pory wiceliderem Urugwajczyk musiał wycofać się z rywalizacji i ustąpił miejsca polskiemu kierowcy, który na dwa dni przed końcem zmagań jest drugi w klasyfikacji generalnej.
– Mijałem Lafuente na odcinku specjalnym i ta informacja organizatorów o zepsutym silniku to jakaś kaczka. Widziałem na własne oczy, że urwał dolną osłonę tylnego wahacza, skrzywił zębatkę i tarczę hamulcową. – relacjonował Sonik po dotarciu na biwak.
– To po prostu nie miało prawa się udać – kontynuuje krakowianin. – W tym roku było mnóstwo rzek, kamieni, głazów i przejazdów przez skały. Tam trzeba prowadzić super miękko i delikatnie. A on od początku jechał zdecydowanie szybciej niż pozwalał na to teren i jego umiejętności. Nie jest Chilijczykiem, więc nie mógł też liczyć, że w 15 minut dostarczą mu wszystkie potrzebne części, raz dwa się naprawi i będzie mógł jechać dalej, tak jak Casale – dodał, pozwalając sobie na uszczypliwość.
Mordercza walka i jazda na kapciu w środę, a następnie niemal dziewięć godzin na quadzie podczas czwartkowego oesa dały Sonikowi w kość, ale jak sam przyznaje, potrafi szybko się regenerować. – Jestem trochę „przymulony”, ale to przejdzie do rana. Dziś etap był długi, a dodatkowo wiedziałem, że tu będą decydować się wyniki rajdu, więc trzeba było go w miarę czysto przejechać – stwierdził.
Kapitan Poland National Team nie uniknął przygód, ale na szczęście nie miały one wpływu na końcowy rezultat. – Najważniejsze, że nie uszkodziłem ani siebie, ani quada. Na wydmach co prawda zagrzał mi się silnik do 118 stopni, ale zatrzymałem się i szybko go schłodziłem. Teraz plan jest prosty: będę jechał rozważnie i spróbuje jeszcze przycisnąć Casale, a może popełni błąd. To on teraz decyduje o strategii. Jeśli będzie ścigać się o etapowe zwycięstwo z Husseinim, Abu-Issą, czy Gallegosem, to podejmie spore ryzyko.
– Ja wiedziałem, że taka może być kolejność w klasyfikacji i mówiłem o tym całej naszej ekipie w Tucuman, po piątym etapie, kiedy straciłem prawie dwie godziny. Był taki Dakar, chyba w 2009 roku, kiedy Cyril Despres spalił musa na samym początku i stracił godzinę do lidera. Powiedział wtedy, że Dakar już się dla niego skończył, a to był dopiero pierwszy etap. Czołówka się tu po prostu zna i wie na co kogo stać. Casale nie bez powodu był przed rokiem drugi, a ja trzeci.
Sonik przyznał, że Casale otrzymuje ogromne wsparcie od kibiców, którzy na trasie informują go ile traci do aktualnego lidera. – Nie bez kozery powiedział w komentarzu do etapu z Calamy do Iquique, że szybko zmieniał koło, żeby mu Sonik nie uciekł. Doskonale wiedział ile do mnie traci. Ściany mu pomagają i trudno się dziwić, bo gdyby rajd był w Polsce, to by pomagały nam – przyznał quadowiec.
– On w Chile jest już Adamem Małyszem. Będą go eskortować na dojazdówce, tak jak Patronellego, koło którego jechały motocykle, policja oraz media. Wszyscy będą pytać czy ma dobry humor, czy wstał prawą nogą itd. To jest bohater. Musi jeszcze przetrwać dwa dni i ma z głowy – zakończył Sonik.
11. etap:
1. Ignacio Casale (CHL) 8:47.00
2. Victor Manuel Gallegos Lozic (CHL) + 5.12
3. Mohammed Abu-Issa (QAT) + 16.09
4. Rafał Sonik (POL) + 19.27
Klasyfikacja generalna:
1. Ignacio Casale (CHL) 61:11.19
2. Rafał Sonik (POL) + 1:04.32
3. Sebastian Husseini (NED) + 4:49.25