Kapitan Poland National Team, Rafał Sonik ogłosił jeszcze przed wyjazdem do Ameryki Południowej, że tegoroczny Dakar pojedzie dla Stowarzyszenia Siemacha, z którym współpracuje już od 20 lat. Żeby potwierdzić, że nie są to puste słowa, quadowiec zaprosił ks. Andrzeja Augustyńskiego, założyciela i dyrektora stowarzyszenia, aby przyjechał do Argentyny i w dniu wolnym od ścigania odprawił polową Mszę Świętą dla polskich kierowców.
– Śledzę ten rajd od wielu lat przede wszystkim dlatego, że jedzie w nim Rafał Sonik. W tym roku zrobił coś nadzwyczajnego, bo ogłosił, że jedzie go dla Siemachy – dla mnie iprzede wszystkim dla moich wychowanków. Szczerze mówiąc nawet nie sądziłem, że ta deklaracja zrobi na nas tak gigantyczne wrażenie i odkryjemy w tym głębsze pokłady refleksji – mówi ks. Andrzej i kontynuuje: – W dzisiejszych czasach coraz rzadziej robimy coś dla kogoś bezinteresownie. W tym wypadku, wysiłek jest niemal nadludzki i mamy do czynienia z niebezpieczeństwem, które trzeba to powiedzieć, jest śmiertelne. Więc jeśli ktoś z czegoś tak trudnego robi prezent dla innych, to budzi szacunek i inspiruje do myślenia.
Siemacha już od 20 lat zajmuje się działalnością społeczną. Jej pomoc skierowana jest do młodzieży. Stowarzyszenie postawiło sobie za cel tworzenie dziennych placówek, gdzie młodzi ludzie przychodzą na różnego rodzaju zajęcia artystyczne, edukacyjne, sportowe, ale także terapeutyczne. – Wszystko po to, żeby wyzwolić w nich nieodkrytą lub niezagospodarowaną energię. Żeby na poważnie pomyśleli o swoim życiu i znaleźli siłę, by pokonać ograniczenia materialne, utrudnienia wynikające z gorszego startu w życie – zaznacza założyciel i dyrektor Siemachy.
Działalność stowarzyszenia, które ma już liczne placówki w Małopolsce, ale i poza jej granicami (np. Kielce, Rzeszów) jest również mocno związana z edukacją poprzez sport. We współpracy z Jerzym Dudkiem powstała Akademia Sportu Progres, gdzie dzieci i młodzież mogą grać w piłkę nożną, tenis oraz pływać.
– Dla młodych ludzi, którzy borykają się z różnymi problemami i dylematami, ta dedykacja Rafała ma ogromne znaczenie, bo pokazuje, że niemożliwe może się stać możliwe, a ograniczenia można pokonać. Wiara to coś nadzwyczajnego. Tysiące ludzi obserwuje uczestników Dakaru, którzy pokonują swoje słabości oraz tereny, które wydają się być niemożliwe do przebycia. W takich momentach człowiek mówi: a może ja też dałbym radę? Nie koniecznie wsiąść na quada i przejechać Dakar, bo dla zdecydowanej większości to będzie niemożliwe, ale może dałbym radę wstać z łóżka, wygrać z chorobą, nauczyć się czegoś nowego, rozwinąć umiejętności, które wydawały się dla mnie nieosiągalne. Chodzi o to, żeby coś zmienić w myśleniu i powiedzieć sobie, że zrealizowanie celu jest możliwe, tylko trzeba się do tego przyłożyć. Wykorzystać istniejące w nas siły i działać – mówi ks. Andrzej.
Wyjątkowy gość polskich dakarowców miał również bardzo ciekawe przemyślenia przy okazji odprawiania polowej mszy świętej, która odbyła się na biwaku, kiedy rajdowy konwój zatrzymał się na jeden dzień w mieście Salta. Nabożeństwo odbyło się w miejscu mało sakralnym, w otoczeniu sprzętu, samochodów i pracujących mechaników. Obok przechodzili ludzie, którzy przystawali zdziwieni, przyglądali się i uśmiechali. Dodatkowo warunki pogodowe były dość ekstremalne. I choć te wszystkie elementy sprawiają, że dla wielu duchownych pomysł Mszy Świętej w rajdowym obozowisku byłby dość kontrowersyjny, to reprezentantom Polski udało się stworzyć coś wyjątkowego – poczucie wspólnoty.
– To było dla mnie niesamowite, bo po nabożeństwie każdy podszedł i podziękował, podkreślając że ta wspólna modlitwa jest bardzo ważna. Wydaje mi się, że dzięki mszy oni odkrywają w tym wszystkim trochę głębszy sens. Dakar to oczywiście w znacznej mierze przedsięwzięcie komercyjne, ale dla nich to spełnienie marzeń, ambicji i celów. W głębszej warstwie to jest opowieść o życiu, w którym przede wszystkim trzeba wygrać ze sobą. I to jest piękne, bezcenne przesłanie, które trafia do wielu domów na świecie i w Polsce: „jeśli on wygrał, to może i ja wygram z losem, słabością”.
Ks. Andrzej Augustyński będzie towarzyszył Rajdowi Dakar aż do Valparaiso. Wcześniej zdążył już odwiedzić ośrodek duszpasterski argentyńskiej Polonii w Buenos Aires „Maciaszkowo”. – To niezwykłe, że w środku ogromnego miasta, jest taki kawałek Polski – takiego polskiego zaścianka, gdzie nasza tradycja przetrwała. Już po dwóch dniach tutaj wiem, że było warto poświęcić ponad dobę, żeby pokonać kilkanaście tysięcy kilometrów i być tu z tymi ludźmi. To przynosi niezwykle doświadczenia. Najważniejsze jeszcze przede mną, czyli towarzyszenie rajdowi przez kilka dni aż do mety. Jestem pełen najlepszych myśli, że najbliższasobota, będzie dla nas dniem świętowania – zakończył.