W długodystansowych rajdach cross-country zwykło się mówić, że zwycięzcą jest ten, kto dotarł do mety. W tym stwierdzeniu jest wiele prawdy, ponieważ w momencie gdy zostajemy sami pośród morza piasku, to pustynia staje się naszym najpoważniejszym rywalem. Jest piękna, ale to surowe i okrutne piękno. Potrzeba lat, by nauczyć się czytać wydmy i wiedzieć, czy za szczytem czeka nas łagodny zjazd, czy też tzw. „drop”, czyli pionowa, ucięta ściana. Wydmy inaczej układają się po deszczach, inaczej po burzach piaskowych. Potrafią zaskoczyć nawet najwytrawniejszych zawodników.
„Uwielbiam jazdę po wydmach, bo przez 12 lat startów i licznych treningów na piaskach Emiratów Arabskich nauczyłem się jak po nich jeździć. To nie oznacza jednak, że straciłem pokorę. Wjeżdżając głęboko w pustynię zdajemy sobie sprawę, że oglądamy miejsca, które ma szansę zobaczyć zaledwie garstka ludzi. Jesteśmy sami i tylko od naszej rozwagi, cierpliwości, uwagi i koncentracji zależy, czy dojedziemy cało do mety. Czy zwyciężymy w pojedynku z potęgą pustyni”.
Na zdjęciu: Empty Quarter, Zjednoczone Emiraty Arabskie