W 2010 roku Rafał Sonik pojawił się w Brazylii na starcie Dos Sertoes – po Dakarze i Silk Way Rally najdłuższego i najtrudniejszego rajdu cross-country. W dwudziestoletniej wówczas historii zmagań zawsze triumfowali lokalni zawodnicy, którzy dobrze znali specyfikę terenu. Polak w średnim wieku był traktowany jako egzotyczne urozmaicenie rywalizacji, ale na pewno nie pretendent do zwycięstwa. Nikt nie spodziewał się, że ten Polak – Rafał Sonik – utrze wszystkim nosa i jako pierwszy przełamie dominację „lokalesów”.
„Ścigaliśmy się przez 10 dni, pokonując 4500km odcinków specjalnych. Do dziś pamiętam setki rzek, które przecinaliśmy. Przy każdym takim przejeździe drżałem o sprzęt. Nie brakowało błota, ale też piasku i kurzu. Od początku byłem bardzo uważny, ponieważ wiedziałem, że trasa jest długa i będzie ogromnym wyzwaniem. Z każdym kolejnym dniem łapałem lepszy rytm i… zakochałem się w Brazylii. Odtąd zawsze wracałem tam z uśmiechem i ogromną przyjemnością”.
Na zdjęciu: Meta rajdu Dos Sertoes w Brazylii (2010)