Tegoroczna, 39. edycja Rajdu Dakar jest zarazem dziewiątą w sportowej karierze Rafała Sonika. Sześciokrotny zdobywca Pucharu Świata, który jako jedyny kierowca z Polski wygrał te mordercze zmagania przed dwoma laty, przyjechał do Ameryki Południowej by powtórzyć swój doskonały wynik. Na rampie w Asuncion został przywitany jako jeden z faworytów w gronie 37 quadowców.
W niedzielny wieczór (tuż przed północą polskiego czasu), Rafał Sonik wjechał swoją Yamahą Raptor na dakarową rampę. Pozdrawiając kilkadziesiąt tysięcy kibiców, zgromadzonych przed pałacem prezydenckim Palacio de Lopez, oficjalnie rozpoczął swoją wielką przygodę. Przygodę, której celem jest ponowne wspięcie się na rajdowy szczyt. Choć sam quadowiec studzi emocje.
– Dakar to życie skondensowane w dwóch tygodniach i właśnie mamy je przed sobą. Kiedy reporterzy lokalnych telewizji, czy mediów ze świata pytają, czy jadę po zwycięstwo, przekornie odpowiadam, że drugie miejsce na podium też biorę w ciemno. Dlaczego? Ponieważ wiem, jak wielkim wyczynem jest wygrać ten rajd w Ameryce Południowej. Przez wszystkie lata, które startowałem i nie wygrywałem, wracałem do kraju rozgoryczony. Czy mogłem jednak wymarzyć sobie piękniejszą drogę na szczyt? Więc wróciłem i ponownie jadę, by walczyć każdego dnia o jak najlepszy rezultat – zapowiedział.
Zanim jednak zmagania rozpoczną się na dobre, wszyscy zawodnicy musieli przejść przez trwające dwa dni odbiory administracyjne i techniczne. Nagrodę za wytrwałość była zapięta na ręce opaska identyfikacyjna, która pozostanie na przegubie każdego rajdowca do końca zmagań. – Odbiory to spory wysiłek, ale również przyjemność. Są furtką, przez którą przechodzimy do off-roadowego raju. Symbolem tego przejścia jest opaska, którą ja założyłem dziś po raz dziewiąty, a Kamil po raz pierwszy – tłumaczył Sonik.
Kamil Wiśniewski, mimo że startuje w roli debiutanta, jak na razie w Ameryce Południowej odnajduje się znakomicie. Jak niemal każdy polski quadowiec, swoją przygodę z czterokołowcem zaczynał od rajdów przeprawowych. Nie straszne mu więc ulewy, które przetaczają się nad południowym Paragwajem. – Rafał opowiadał, że podczas jego poprzednich startów miał już pełny przegląd warunków pogodowych. Od upałów po grad i opady śniegu. Mnie błoto akurat odpowiada, więc liczę na pozytywny początek rajdu w poniedziałek – mówił rajdowy partner Sonika.
Warunki pogodowe i ulewne deszcze mogą jeszcze zagrozić przeprowadzeniu pierwszego etapu. Trasa z Asuncion do miejscowości Resistencia w Argentynie liczy niemal 500 km, ale jedynie 39 km stanowi odcinek specjalny. Będzie to jednak jedyny oes na terytorium Paragwaju, więc organizatorzy na pewno zrobią wszystko, by rywalizacja odbyła się zgodnie z planem.