Wczoraj była nauka wyprzedzania, a dziś nauka balansu. Ponad 60 km jechaliśmy drogą z kolosalnymi koleinami, w których quad był cały czas ułożony pod kątem 40 stopni. Raz na prawej nóżce, raz na lewej. Jestem potwornie zmęczony – mówił Rafał Sonik na mecie drugiego etapu Rajdu Maroka z Arfudu do Merzane (211 km). Polak ponownie okazał się najlepszy w klasie.
Niedzielny etap nie został przygotowany z myślą o quadowcach. Głębokie, szerokie na 60 cm koleiny pozwalały na szybką jazdę motocyklistom, ale czterokołowcy przeżywali męczarnie. Trasa dla samochodów i ciężarówek była na tym odcinku poprowadzona alternatywną drogą. – Nie było szansy, żeby dziś utrzymać tempo motocyklistów – mówił wycieńczony i obolały krakowianin. – Musiałem jechać jednym kołem w koleinie, a drugim po garbie na środku drogi. To było 60 km na 40-stopniowym przechyle. Powyciągało mi ręce, bolą mnie nadgarstki, było naprawdę trudno. Wyglądało to jakby po bardzo miękkim gruncie przejechały monster trucki albo traktor Guliwera.
Co więcej kapitan Poland National Team nie miał możliwości ominięcia tego katorżniczego fragmentu. – Na brzegach znajdowały się głazy, więc wystarczyłby jeden fałszywy ruch i wyrwałoby mi kierownicę z rąk i połamało całe zawieszenie. Musiałem ograniczyć prędkość do 80 km na godzinę. Silnik dałby radę jechać szybciej, ale wtedy zrobiłoby się naprawdę niebezpiecznie. Można było próbować jechać wzdłuż tej drogi, ale tam było mnóstwo ostrych kamieni i głazów. Było więc ogromne niebezpieczeństwo przebicia opony, albo poważniejszej awarii – relacjonował.
Około 30-kilometrowy odcinek wydm miał dać wytchnienie, ale tam również czekały na rajdowców niespodzianki. – Po padających ostatnio deszczach piach na pustyni był dość grząski, ale w porównaniu do kolein to i tak była czysta przyjemność. Co ciekawe widziałem sporo śladów wielbłądów, ale żaden nie pojawił się na trasie. Może przegonili ich wcześniej fotografowie i operatorzy, bo chyba wszyscy przyjechali na tę piaszczystą część oesu. Mijaliśmy ich kilkudziesięciu.
Pozytywnym zaskoczeniem był również doping, jaki uczestnikom zgotowali miejscowi. – W tym rejonie Maroko ludzie nie próbują nas „kiwać”, ani zastawiać pułapek. Świetnie kibicują, krzyczą i machają kiedy obok nich przejeżdżamy – opowiadał „SuperSonik”.
Z pozostałych zawodników Poland National Team najlepiej poradzili sobie Marek Dąbrowski i Jacek Czachor, którzy osiągnęli metę z 9. czasem. Martin Kaczmarski był 16., a Piotr Beaupre z Jackiem Lisickim 32. Wśród motocyklistów Jakub Przygoński osiągnął 11. czas, a Jakub Piątek 20. Michał Hernik był 25., a jego kolega z projektu „Nasz Dakar”, Paweł Stasiaczek dotarł na metę 29.
W poniedziałek OiLibya Rally ruszy na zachód Maroka. Odcinek specjalny poprowadzi zawodników z Arfudu do Zagory, w której zawodnicy spędzą dwie kolejne noce. Dla Rafała Sonika będzie to wyjątkowy dzień. – Po raz pierwszy będę mieć na quadzie zamontowany guzik sentinela, czyli systemu ostrzegającego zawodnika przede mną, że chcę go wyprzedzić. To jest coś, czego w ostatnich latach najbardziej nam brakowało, kiedy na trudnych, technicznych odcinkach, w tumanach kurzu i nad przepaściami musiałem jechać kilkadziesiąt kilometrów za znacznie wolniejszym rywalem. Jutro wreszcie będę mógł normalnie „zatrąbić” na gościa, które jedzie przede mną i mnie spowalnia – cieszył się Sonik.