Rafał Sonik wielokrotnie przyznawał, że jest przesądny. Jednym z jego fatum jest pierwszy etap rajdu – jeżeli go pokona, to znaczy, że dojedzie do mety. Tegoroczna edycja Dakaru pogroziła Polakowi palcem już na trzecim kilometrze trasy, kiedy zaliczył upadek. Stara maksyma mówi jednak: „co cię nie zabiję, to cię wzmocni”.
Poniedziałkowy odcinek specjalny miał być przetarciem dla wszystkich uczestników. Wydłużonym prologiem z elementami nawigacji. Dla niektórych okazał się jednak końcem zmagań. Sebastien Souday, zwycięzca dwóch rund tegorocznego Pucharu Świata upadł i złamał nadgarstek, po raz trzeci z rzędu wypadając z Dakaru na jednym z początkowych etapów. Rafał Sonik miał dużo więcej szczęścia, bo choć również zaliczył niewielką kraksę, jego stratą było zaledwie sześć minut do lidera.
– Roadbook nie ma oznakowań, do których przywykliśmy w cyklu Pucharu Świata. Nie wszystkie przeszkody mają nadaną odpowiednią wagę i ciągle jesteśmy czymś zaskakiwani. Tak było w tym przypadku, kiedy jadąc w kurzu, trafiłem lewym kołem w dużą muldę i wyrzuciło mnie z quada na prawą stronę. Na szczęście przy niewielkiej prędkości, ale wiele elementów się powyginało, a ja zarobiłem potężny krwiak na nodze… – relacjonował krakowianin.
Kurz, o którym wspomniał zwycięzca z 2015 roku nie był bez znaczenia. Został wzniecony przez poprzedzających go na starcie motocyklistów. – Prosiłem Marca Comę, aby zrobił pięć lub choć trzy minuty przerwy między nami, a motocyklistami. Nie zgodził się i ruszyłem na trasę 30 sekund za ostatnim na liście jednośladem. Tymczasem nasza czołówka jest szybsza od przynajmniej stu z tych zawodników… – podkreślał.
Strata sześciu minut do Brazylijczyka Marcelo Medeirosa, który wygrał etap przed Gastonem Gonzalezem z Argentyny i Nelsonem Sanabrią z Paragwaju wyniosła nieco ponad sześć minut. W perspektywie całego rajdu to niewiele, ale jak zauważył Sonik, ma ogromne znaczenie w kolejnych dniach. – We wtorek ponownie będę musiał wyprzedzać najwolniejszych motocyklistów, bo wystartuję zza ich pleców. Z krwiakiem na nodze i w zapowiadających się tumanach kurzu czeka mnie naprawdę ciężki dzień. Jak w 2010 roku, kiedy powoli odbudowywałem swoją pozycję przez dobrych kilka dni. Cóż zrobić? Muszę się wyspać, wziąć leki przeciwbólowe, zacisnąć zęby i pojechać najlepiej jak to będzie możliwe – zapowiedział.
W równie bojowym nastroju jest Kamil Wiśniewski, który pokonał trasę z 17. czasem. – W takim terenie uczyłem się jeżdżąc w zawodach cross-country w Polsce. Dużo kurzu, dziur i niespodzianek. Czułem się więc świetnie, ale pilnowałem się by nie przeszarżować. Najważniejsze, że obaj mimo kłopotów jesteśmy z Rafałem na mecie i od jutra walczymy o lepsze pozycje – zapowiedział.
We wtorek zawodnicy ruszą z miejscowości Resistencia do San Miguel de Tucuman. Etap będzie liczyć 803 km, z czego 275 km stanowić będzie odcinek specjalny.
Wyniki 1. etapu:
1. Marcelo Medeiros (BRA) 32.53
2. Gaston Gonzalez (ARG) +1.02
3. Nelson Sanabria (PAR) + 1.39
…
17. Kamil Wiśniewski (POL) +3.17
25. Rafał Sonik (POL) +6.45