Trzeci Puchar Świata z rzędu i czwarty w karierze zwieńczył doskonały sezon w wykonaniu Rafała Sonika. Od pierwszego rajdu było jednak wiadomo, że o kolejne trofeum nie będzie łatwo. Polak toczył zaciętą walkę z Mohamedem Abu-Issą, a szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę dopiero w Chile, po wygranym Rajdzie Sardynii.
Pierwszy skalp w sezonie zdjął młody Katarczyk, który brawurowo pokonał trasę Abu Dhabi Desert Challenge. Sonika tym czasem trapiły awarie, uniemożliwiając podjęcie wyrównanej walki. Mimo to Polak zdołał stanąć na drugim stopniu podium pośród burzy piaskowej, która doprowadziła do odwołania ostatniego etapu zmagań.
Czas na odwet przyszedł w Katarze. „Zemsta” była słodka, ponieważ Rafał Sonik pokonał Mohameda Abu-Issę na jego terenie, w miejscu gdzie czuje się najlepiej. Po raz kolejny zaprocentowała perfekcyjna nawigacja, doświadczenie i konsekwencja.
Sytuacja zmieniała się jednak, jak w kalejdoskopie. W Rajdzie Faraonów ponownie górą był Mohamed Abu-Issa, który lepiej poradził sobie na Saharze i odzyskał pozycję lidera cyklu. Po raz kolejny losy rywalizacji tych dwóch rajdowców ważyły się na Sardynii. Włoska wyspa jest jednym z ulubionych miejsc do jazdy dla Rafała Sonika i udowodnił to, zwyciężając po raz trzeci z rzędu i ponownie doprowadzając do remisu na czele klasyfikacji generalnej.
Przełom w zaciekłej walce dwóch rywali przyszedł w sierpniu, kiedy z niewiadomych przyczyn Katarczyk nie wystartował w Atacama Rally. „SuperSonik” zajął drugie miejsce, ustępując tylko Ignacio Casale i tym samym zapewnił sobie czwarty Puchar Świata. Zwycięstwo w Rajdzie Maroka było już tylko zwieńczeniem sezonu i doskonałej formy, którą prezentował kapitan Poland National Team już od początku roku i wygranego Rajdu Dakar.
Abu Dhabi Desert Challenge, jak zawsze otwierał w 2015 roku sezon rajdów Pucharu Świata FIM. Rok wcześniej Rafał Sonik wygrał te zmagania, ale przed startem kolejnej edycji cyklu wiedział, jak trudno będzie powtórzyć ten sukces.
Rzeczywiście, szczęście już o pierwszych etapów nie uśmiechało się do Polaka. Na etapie otwierającym rywalizację miał poważne problemy z pompą paliwa, a następnie z napędem. Mimo to Sonik stracił tylko 10 minut do lidera i zachował dobry humor: – W rajdach też można mieć stres pękniętej gumy. Mnie dziś pękła ta przy napędzie i o mały włos nie dojechałem do mety.
Kolejnego dnia nie było dużo lepiej. Podczas startu grupowego, Krakowianin ruszył w drugiej turze, prowadząc za sobą słabszych motocyklistów i quadowców. To on nadawał tempo, podczas gdy Mohamed Abu-Issa pędził śladem najlepszych zawodników na jednośladach. Sytuacji nie poprawiła przygoda z zakopaniem quada na szczycie wydmy, która sprawiła, że Sonik spadł na trzecią pozycję.
Mistrza poznaje się jednak po tym, jak walczy do końca. Trzeci etap padł łupem „SuperSonika”, który wreszcie jechał bez żadnych problemów technicznych, odrabiając część strat. W przedostatni dzień zmagań odzyskał drugą pozycję, mimo że ponownie zmagał się z usterkami. – Nie pamiętam już takiego rajdu, by trapiło mnie tyle awarii – powiedział na mecie.
Ostatni etap zmagań został odwołany ze względu na potężną burzę piaskową. Drogą dojazdową zawodnicy dotarli na metę i tu znów uśmiechnęło się do Sonika szczęście. Po kilkudziesięciu kilometrach silnik odmówił mu posłuszeństwa i do Abu Zabi dotarł na holu, ciągnięty przez Kamila Wiśniewskiego – debiutanta w cyklu Pucharu Świata, który zakończył zmagania na świetnej, czwartej pozycji.
Sezon rozpoczął się więc od drugiego miejsca, co w świetle ogromnych problemów technicznych było doskonałym wynikiem.
Przed Sealine Cross-Country Rally Rafał Sonik znalazł się w trudnej sytuacji. Liderem cyklu po pierwszym rajdzie został Katarczyk Mohamed Abu-Issa, który w drugiej rundzie jechał na własnym terenie, a tym samym uznawany był za faworyta. To oczywiście nie zniechęciło Polaka, który lubi najtrudniejsze wyzwania.
Tym razem Honda sprawowała się bez zarzutu i na pierwszym etapie obrońca Pucharu Świata stracił do swojego największego rywala zaledwie 59 sekund. Oznaczało to doskonałą pozycję do ataku w kolejnym dniu. „SuperSonik” nie zmarnował okazji, po drugim etapie objął prowadzenie, a w trzecim powiększył swoją przewagę. To wyraźnie podenerwowało Katarczyka, który rzucił się do przodu, by odrobić straty. Zgubiła go brawura. Uszkodził półoś, urwał koło i do mety dotarł na holu, tracąc jakiekolwiek szanse na dogonienie Sonika.
Mohamed Abu-Issa był co prawda najszybszy na ostatnim odcinku specjalnym, ale to zwycięstwo było już tylko na otarcie łez. Rafał Sonik wygrał zmagania i zrównał się z Katarczykiem punktami w cyklu Pucharu Świata.
Polak miał również dodatkowy powód do świętowania. Na najniższym stopniu podium stanął bowiem Kamil Wiśniewski. Ten zawodnik doskonale radził sobie wcześniej w Pucharze Świata Baja, a teraz swoją determinację i umiejętności zaczął przenosić do świata rajdów długodystansowych.
Pierwszego dnia Rajdu Faraonów Rafał Sonik walczył z awarią elektryki, a mimo to zachował doskonały humor i śmiał się, że Egipt potraktował go bardzo łagodnie. Usterka okazała się łatwa do naprawienia i Polak stracił co prawda kilka minut do Mohameda Abu-Issy, ale Katarczyk otrzymał karę za przekroczenie prędkości i dwa kolejne dni na prowadzeniu był „SuperSonik”.
Kapitan Poland National Team utrzymał prowadzenie nawet po niebezpiecznej sytuacji, do której doszło na trzecim oesie: – Droga musiała tam skręcić pod kątem prostym, bo kiedy wyjechałem z kurzu zobaczyłem tylko wysoką na około 2,5 m pryzmę kamieni. Zdążyłem zahamować, puścić hamulec, a potem już zobaczyłem niebo. Na szczęście przy wybiciu podbiło mi tylne koła więc quad się obrócił i poleciał na „nos”. Na szczęście był tam nawiany piasek i łagodna skarpa więc udało się wylądować. Jak to się stało, że nie zrolowałem przez kierownicę? – Nie mam pojęcia! Byłem pewien, że jest po mnie
Wszystko zmieniło się niestety czwartego dnia, kiedy doszło do awarii amortyzatora skrętu, a w konsekwencji wypadku, po którym zawodnik i quad rolowali w dół wydmy. Postawienie czterokołowca na koła i późniejsza jazda z awarią kosztowała Sonika siedem minut straty, które pozwoliły objąć prowadzenie Mohamedowi Abu-Issie.
Katarczyk nie oddał już pierwszej pozycji, ale Rafał Sonik, dojeżdżając do mety na drugiej pozycji mógł się również cieszyć z sukcesu swojego młodszego kolegi. Jakub Piątek wygrał rywalizację w mistrzostwach świata motocyklistów. Dokonał tego jako pierwszy Polak w historii cyklu i został wiceliderem klasyfikacji generalnej.
Rafał Sonik po raz trzeci z rzędu wygrał Rajd Sardynii, ale włoska wyspa, jak zawsze pokazała zawodnikom zęby. Od pierwszych kilometrów nie było łatwo, a obrońca Pucharu Świata musiał walczyć z awariami i przygodami, by na mecie stanąć na najwyższym stopniu podium. Co ważne, jedną pozycję niżej zmagania ukończył Kamil Wiśniewski.
Na pierwszym odcinku specjalnym Sonik zmagał się z wariującymi metromierzami, które skutecznie utrudniały mu nawigację. Dzień później zjechał w fałszywą odnogę trasy, znalazł się w głębokim jarze i gdyby nie pomoc, której udzielili mu Kamil Wiśniewski i Stephane Marthoud, jego straty do rywali byłyby nie do odrobienia.
Trzeciego dnia organizator zaplanował etap maratoński. Okazał się on decydujący, ponieważ Polak objął prowadzenie w zmaganiach i nie oddał go już do końca rywalizacji. Jego tempo starał się utrzymywać Kamil Wiśniewski, który regularnie meldował się na mecie za krakowianinem i razem z nim stanął później na podium.
„Old man”, jak nazywają Sonika inni zawodnicy, w tym Mohamed Abu-Issa pokazał po raz kolejny, że mimo wieku, swoim doświadczeniem, rutyną, sprytem i umiejętnością taktycznej jazdy potrafi wygrywać z najszybszymi zawodnikami globu.
Rajd Atacama Rally po raz pierwszy został wybrany na rundę Pucharu Świata FIM i mimo kilku niedociągnięć okazał się strzałem w dziesiątkę. Ściganie na najbardziej suchej i jednej z najbardziej nieprzyjaznych człowiekowi pustyń świata miało ogromną dramaturgię. Zwłaszcza w stawce quadów, gdzie walczyli ze sobą dwa wielcy rywale: Rafał Sonik oraz Ignacio Casale.
Przed startem rywalizacji zwycięzca Dakaru podkreślał, że nie będzie za wszelką cenę walczyć o zwycięstwo w Chile, ponieważ to nie jest dla niego priorytet. Polak doskonale wiedział, że Ignacio Casale będzie chciał pokazać się z dobrej strony na własnym terenie i przed swoimi kibicami. Wiedział też, że jemu wystarczy drugie miejsce, żeby zapewnić sobie czwarty w karierze Puchar Świata. Dlatego nie zamierzał walczyć o każdą sekundę, ale jechać mocnym, standardowym dla swoich startów tempem.
Mimo zachowania marginesu bezpieczeństwa Polak wygrał prolog i dwa etapy, co pozwoliło mu z dużą przewagą nad kolejnym rywalem uplasować się na drugim miejscu. Tuż za szczęśliwym z powodu zwycięstwa Casale. Dzięki temu, na mecie „SuperSonik” z dumą uniósł w górę cztery palce symbolizujące cztery trofea.
Warto również wspomnieć, że rywalizacja w Chile toczyła się w wyjątkowych okolicznościach przyrody, ponieważ najbardziej sucha pustynia świata… zakwitła. Atakama o tej porze roku pokrywa się wielobarwnym kobiercem kwiatów, co całkowicie zmienia oblicze tej zazwyczaj suchej i surowej ziemi.
OiLibya Rally w Maroku podobnie jak rok i dwa lata temu miało być jedynie wisienką na torcie. Rafał Sonik przyjechał na dawne trasy Rajdu Dakar po raz trzeci w bardzo komfortowej sytuacji. Polak miał zapewniony Puchar Świata, ale to nie oznaczało, że odpuści lub pozwoli sobie na wolniejszą jazdę. „SuperSonik” zdominował rywalizację, wygrywając cztery spośród pięciu etapów.
Maroko tradycyjnie już było poligonem dla nowych rozwiązań w quadzie, jak choćby ustawienia zawieszenia. To nie przeszkadzało jednak Sonikowi zostawiać rywali daleko w tyle i wygrywać na kolejnych odcinkach specjalnych. Tylko raz, jeden z quadowców okazał się szybszy od Polaka – Sebastien Souday, który nie dojechał do mety dwóch poprzednich etapów i startując kilkadziesiąt minut za liderem nie zdołał go dogonić, ale zanotował lepszy czas.
Mimo tego drobnego „wypadku przy pracy” statystyka triumfatora Pucharu Świata w Rajdzie Maroka robi wrażenie. Krakowianin wygrał wszystkie trzy edycje, w których wziął udział. Co więcej zwyciężał na wszystkich odcinkach specjalnych poza dwoma!
Ten wynik robi wrażenie również pod kątem przygód, które spotkały go na trasie w tegorocznej edycji.
Jednego dnia mój zespół przez przypadek nie zapakował mi drugiej części roadbooka i po tankowaniu musiałem nawigować po harcersku. Na ślady i kurz rywali. W kolejnym dniu zatankowaliśmy paliwo, które chyba pół na pół było wymieszane z wodą. Quad przerywał, stawał, nie chciał zapalać. To cud, że dojechałem, a jeszcze większy, że nikt mnie nie dogonił
– śmiał się Rafał Sonik.