Puchar Świata 2019


Na starcie Pucharu Świata plan był prosty: odzyskać trofeum, które ostatni raz Rafał Sonik wywalczył w 2016 roku. Droga do sukcesu rozpoczynała się tradycyjnie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i był to bardzo obiecujący początek. Rafał Sonik wywalczył drugie miejsce, tuż za lokalnym rywalem, który zaplanował start tylko w jednej rundzie zmagań, wiadomo więc było, że nie będzie stanowił zagrożenia w rywalizacji o końcowy triumf.

Druga runda Pucharu Świata FIM zaprowadziła rajdowców na Daleki Wschód. Po raz pierwszy do rywalizacji w Silk Way Rally zostały dopuszczone motocykle i quady, a rajd został włączony do kalendarza rajdów cross-country światowej federacji motocyklowej. Start w Irkucku nad Bajkałem i dwa dni na mokrej i błotnistej Syberii, a następnie pięć dni w Mongolii i trzy dni na pustyni Gobi w Chinach. Rafał Sonik okazał się bezkonkurencyjny i triumfował, przywożąc do Polski okazałe trofeum tygrysa syberyjskiego.

Na Atakamie w Chile, krakowianin przypieczętował sukces, zapewniając sobie podwójny Puchar Świata. Wygrał w klasyfikacji zawodników jadących w Pucharze Świata. Liczba punktów zdobytych w trzech rajdach sprawiła, że zapewnił sobie tytuł najlepszego quadowca 2019 roku oraz Veterans Trophy dla najlepszego motocyklisty/quadowca, który ukończył 45 lat życia. W tej sytuacji Rajd Maroka był już tylko formalnością. Polak zajął drugie miejsce za swoim wielkim, dakarowym rywalem – Ignacio Casale.

Abu Dhabi Desert Challenge

– Czerpię ogromną radość z tego, że znów mogę się ścigać – mówił Rafał Sonik po pierwszym etapie rywalizacji na piaskach Emiratów Arabskich, mimo że cały dzień zmagał się z wiatrem i fruwającym nad trasą piaskiem, który utrudniał sprawną nawigację. Uśmiechał się mimo, że ostatnie 80km pokonał bez kropli płynów i na mecie doskwierał mu ból głowy. Uzyskał na starcie drugi czas i wynik powtórzył kolejnego dnia. Udało się to mimo straty kilku minut potrzebnych na wydostanie się z głębokiego leja. – Przyznam, że gdy tam wpadłem, trochę się przeraziłem. Zacząłem jeździć jak korkociąg dookoła, starając się powoli zbliżyć do krawędzi. Tylne koła cały czas mi się uślizgiwały. Centymetr po centymetrze udało mi się uciec z tej pułapki!

Trzeci etap rozpoczął się od pozornie dobrej informacji. Po nałożeniu kar czasowych Rafał Sonik został liderem rajdu. To niestety oznaczało obowiązek otwierania trasy, a podczas Abu Dhabi Desert Challenge, pierwszy zawodnik na trasie nigdy nie wygrywa oesu. Tak było i tym razem. Krakowianin uzyskał trzeci czas, ale w przedostatni dzień ponownie uplasował się na drugiej pozycji, mimo… „pasażera na gapę”. – Nie zauważyłem, że na tankowaniu weszła mi do gogli mała muszka. Przez 140 km maszerowała po mojej szybce, wystawiając na srogą próbę moją zdolność koncentracji. Próbowałem ją wydmuchać pędem powietrza na szybszych fragmentach, ale ostatecznie rozstaliśmy się dopiero na mecie. Nie mogłem się zatrzymać, bo oznaczałoby to zbyt dużą stratę czasu – relacjonował.

Na ostatni etapie Sonik podkręcił tempo. Przegonił Kuwejtczyka Fahida Al.-Mussalama, ale ostatecznie stracił do niego minutę i 13 sekund, zajmując w klasyfikacji rajdu drugie miejsce, ale zwyciężając klasyfikację weteranów. – Ten wynik pokazuje, że dobrze spożytkowaliśmy ostatni rok – kontynuował „SuperSonik”. – Rehabilitacja, treningi, powrót na quada, trzy rajdy Pucharu Świata przejechane w niepełnej dyspozycji – to wszystko doprowadziło nas do startu nowego sezonu. Jesteśmy z całym zespołem fizycznie, psychicznie i technicznie gotowi by znów podejmować największe wyzwania. By bez wahania i obaw walczyć o najwyższe cele. Wspinaliśmy się stromą ścieżką, stoimy pod szczytem, patrzymy na niego i… możemy atakować – powiedział z szerokim uśmiechem.

Silk Way Rally

– Ścigałem się już w kilkunastu krajach świata, ale jeszcze nigdy nie miałem okazji rywalizować na Dalekim Wschodzie. Nie czuję jednak niepokoju, czy niepewności – raczej ekscytację. Po ponad 20 latach doświadczeń sportowych i dziesięciu latach na licznych pustyniach świata myślę, że dam sobie radę. Cieszy mnie, że codziennie mamy ogromne dystanse do pokonania, bo im dłużej tym lepiej – mówił Rafał Sonik podczas ostatnich przygotowań przed startem.

Pierwsze dni rywalizacji na syberyjskich bezdrożach i trasach prowadzących wzdłuż jeziora Bajkał nie były dla Sonika wymarzone. Na błotnistych drogach i przejazdach przez rzeki, dużo lepiej czuł się drugi z Polaków – Arkadiusz Lindner na quadzie z napędem na cztery koła. Kiedy rajdowa kolumna wjechała do Mongolii, „SuperSonik” odzyskał radość ze ścigania, wygrywając wszystkie etapu na stepach raju Czyngis-Chana. Każdego kolejnego dnia meldował się na mecie przed Aleksandrem Maksimowem, budując coraz wyraźniejszą przewagę. Drugi z Polaków nie uniknął problemów technicznych i potężnych kar czasowych za nie ukończenie etapu, jednak pozostawał w stawce.

Po wjeździe na Pustynię Gobi Rafał Sonik utrzymał pozycję mimo poważnych problemów żołądkowych. Niestety Arkadiusz Lindner nie ukończył zmagań. Po wypadku na przedostatnim etapie z trasy zabrał go śmigłowiec ratunkowy. Krakowianin był z kolegą aż do momentu przybycia ratowników i zabezpieczył miejsce wypadku.

W ostatnim dniu Aleksander Maksimow nie miał już szans na odrobienie strat do Sonika. Siedmiokrotny zdobywca Pucharu Świata wygrał historyczną edycję SIlk Way Rally i zrobił ważny krok w kierunku odzyskania upragnionego trofeum. – Każdy z nas potraktował Silk Way Rally jak Dakar – kontynuował Sonik. – Wiedzieliśmy, że musimy zachować rezerwy siły, energii, snu i koncentracji na dziesięć dni. Tak się stało i wygraliśmy ostatni z trzech najdłuższych rajdów świata, którego do tej pory nie mieliśmy w swoim dorobku. Nie mogliśmy mieć, bo dotąd nie startowały w nim motocykle i quady. Tym większa jest satysfakcja ze zwycięstwa w historycznej edycji zmagań. Jestem za to niezwykle wdzięczny kibicom, przyjaciołom, rodzinie, ale na pierwszym miejscu drużynie, która wytrwale pracowała na ten sukces – powiedział.

Atacama Rally

Chilijski teren nigdy nie był dla Rafała Sonika łatwy, gdyż konkurenci na Atakamie w każdej edycji Dakaru oraz tamtejszych rund Pucharu Świata byli bardzo dobrze przygotowani i groźni. – Przed rokiem ten start był dla mnie wielką niewiadomą. Wracałem do rajdów po ponad półrocznej przerwie spowodowanej poważnym złamaniem. Pięć dni walczyłem tu z bólem, konsekwentnie zmierzając w stronę mety. Teraz przypomniałem sobie jak wiele przyjemności daje jazda po potężnych wydmach. Muszę się jeszcze postarać, żeby była również satysfakcjonująca – podkreślał Sonik po testach, tuż przed startem.

Organizatorzy Atacama Rally, już na pierwszym etapie przygotowali prawdziwy labirynt. Tutaj już nie tylko trudy przedzierania się przez wydmy i skaliste wąwozy stanowiły wyzwanie. Liczyła się również koncentracja, doświadczenie i sprawność w nawigacji. – Na ostatnich kilometrach przed metą mieliśmy zaznaczone trzy czerwone wykrzykniki. Ostrzegały nas przed stromym zjazdem po skałach. Pojechałem śladem motocyklistów i okazało się, że oni ścięli lekko zakręt, więc zamiast zjechać po i tak trudnym technicznie stoku, trafiłem w iście mrożący krew w żyłach fragment. Finisz miałem więc z mocnym skokiem adrenaliny – śmiał się krakowianin.

Po tym finiszu Sonik zajmował drugie miejsce w rajdzie i pierwsze wśród zawodników zgłoszonych w klasyfikacji Pucharu Świata. Ten stan utrzymał się do mety, na której przed Polakiem uplasował się tylko lokalny rajdowiec Giovani Enrico. Pierwsze miejsce w kategorii FIM, pod nieobecność Aleksandra Maksimowa zapewniło Polakowi ósmy i dziewiąty Puchar Świata na jedną rundę przed końcem sezonu. – To ogromna satysfakcja wywalczyć znów Puchar Świata. Sukces, który odnosimy po porażce smakuje zdecydowanie lepiej i jest cenniejszy. Myślę, że tę opinię podziela także mój zespół, z którym w tym sezonie wytrwale i z determinacją pracowaliśmy, by znów znaleźć się na szczycie – powiedział na mecie uszczęśliwiony Rafał Sonik.

Rallye du Maroc

Rafał Sonik wystartował w Maroku po raz siódmy w karierze. Zawsze kończył ten rajd na podium – trzykrotnie na najwyższym stopniu, dwukrotnie na drugim i raz na trzecim miejscu. Cztery razy Polak przyjeżdżał na ostatnią rundę cyklu pewny zdobycia Pucharu Świata i tak było również w tym roku. To oznaczało duży komfort, ponieważ Rallye du Maroc to również ostatni, poważny sprawdzian przed styczniowym Dakarem.

Początek zmagań nie był dla Sonika szczęśliwy. Na 30. kilometrze drugiego etapu, GPS przeskoczył  na 250. kilometr. Koordynaty pomiędzy tymi punktami zniknęły. Do celu oczywiście dało się dojechać po śladach poprzedników oraz z użyciem roadbooka, jednak w rajdach cross-country należy jeszcze po drodze zaliczać waypointy. Ominięcie któregokolwiek z nich oznacza karę czasową. – Na szczęście jechał ze mną Kamil i jego urządzenie funkcjonowało prawidłowo. Kilka razy zatrzymywaliśmy się i cofaliśmy, przejeżdżając bardziej precyzyjnym śladem, by być pewnym, że GPS zalicza mi kolejny waypoint. Straciliśmy w ten sposób mnóstwo czasu, energii i pokonaliśmy prawdopodobnie dodatkowe 50 lub nawet 60 kilometrów. Wespół zespół udało się jednak dotrzeć do mety – relacjonował „SuperSonik”.

Organizator nie zwrócił Sonikowi czasu, który stracił z powodu wadliwego sprzętu. Na trzecim etapie Polak startował z odległej pozycji i musiał w kurzu wyprzedzać wielu wolniejszych motocyklistów. W ostatnich dwóch dniach pokazał jednak siłę, wygrywając swój 95 i 96. etap w karierze i kończąc zmagania na drugiej pozycji – tuż za Ignacio Casale.

– Decyzja sędziów nie ma dla mnie wielkiego znaczenia. Liczy się to, że po piekielnie trudnym, drugim dniu, kiedy byłem wyczerpany psychicznie i fizycznie, już kolejnego wróciłem, meldując się na mecie niespełna pół minuty za Ignacio, a na ostatnich dwóch etapach byłem szybszy. Jestem więc dokładnie w tym miejscu, w którym chciałem być przed nadchodzącym Rajdem Dakar. Co więcej nie mieliśmy żadnych, znaczących kłopotów technicznych, które wynikałyby z pracy zespołu serwisowego i poprawiliśmy suplementację oraz odżywianie w trakcie ścigania. To było dobre zwieńczenie sezonu – podkreślił.