W swoim 10. starcie i 40. edycji Rajdu Dakar, Rafał Sonik postawił sobie za cel powrót na podium rywalizacji. Po zdobyciu 4. miejsca w 2017 roku, krakowianin ponownie zdecydował się na współpracę z Kamilem Wiśniewskim i choć w pierwsze dni zapowiadały arcyciekawą walkę w czołówce, ostatecznie do mety dotarł tylko drugi z polskich quadowców. „SuperSonik” mimo heroicznej walki o pozostanie w stawce nie mógł kontynuować walki z powodu złamania nogi.
Po kilku latach super maraton powrócił do Peru, które wyraźnie czekało na Dakar. Podczas ceremonii startu, mimo porannej pory, na ulice wyległo tysiące kibiców. Dzień wcześniej w miasteczku dakarowym również szybko zrobił się ścisk. Do wejścia trzeba było stać w kilometrowej kolejce.
Podczas gdy kibice podziwiali rajdowe maszyny, dakarowcy przez pierwsze pięć dni zmagali się z wydmami na południu kraju. Teren był niezwykle trudny i nieprzewidywalny. Marc Coma ponownie utrudnił uczestnikom nawigację, ograniczając liczbę informacji w roadbookach. Co więcej, zmieniona kolejność startu na dwóch etapach skomplikowała rywalizację motocyklistów i quadowców, którzy musieli pokonywać pustynię „rozjechaną” wcześniej przez samochody i potężne koła ciężarówek.
Tak też było piątego, feralnego dnia, który okazał się ostatnim dniem rywalizacji Rafała Sonika. – Po neutralizacji zaczął się 58-kilometrowy fragment oesu, który pokonały wcześniej samochody i ciężarówki – opowiadał. – Tam gdzie znajdowały się waypointy, piasek był mocno rozjeżdżony i grząski. Wspinając się na garb wydmy zredukowałem bieg, ale po drugiej stronie zobaczyłem około dwumetrową dziurę. Dodałem gazu żeby ją ominąć i wtedy wypadł mi bieg… Quad spadł. Nie miał napędu więc wbił się w piach. Nie wypadłem, nie przerolowałem, ale cała siła uderzenia skupiła się w lewym kolanie. Tym, które uszkodziłem podczas wypadku na ostatnim Rajdzie Sardynii…
Rafał Sonik doznał złamania głowy piszczeli i kości strzałkowej. Mimo to, wierząc że jeszcze będzie mógł kontynuować rywalizację pokonał ponad 450 km drogi dojazdowej do biwaku. Tam, po badaniach został przetransportowany do szpitala w Limie, a następnie do Szczecina, gdzie jego kolano zoperował zespół doktora Dariusza Larysza. Operacja była trudna, ponieważ złamanie miało charakter zmiażdżeniowy, ale powiodła się i daje rokowania na dalsze starty w rajdach cross-country.
Do mety Rajdu Dakar 2018 dojechał Kamil Wiśniewski. Quadowy partner Rafał Sonika zajął 11. miejsce w klasie oraz wygrał nieoficjalną klasyfikację quadów z napędem na cztery koła.