Rajd Dakar 2020


Po jedenastu latach w Ameryce Południowej, w 2020 roku Rajd Dakar przeprowadził się do Arabii Saudyjskiej. Trzeci rozdział i trzeci kontynent w historii rajdu zapowiadał wyjątkową rywalizację. Nowy, nieznany nikomu teren gwarantował równe szanse dla wszystkich zawodników na starcie. Co więcej, na sześciu z dwunastu etapów organizator wydawał pokolorowane roadbooki na kwadrans przed startem.

Rafał Sonik był bardzo zadowolony z takiego rozwiązania. – Dakar 2020 zapowiada się jako wielkie wyzwanie. Został przeniesiony z Ameryki Południowej do Arabii Saudyjskiej – kraju siedem razy większego niż Polska. Przejedziemy go dookoła, pokonując niemal 8000 km. Większość odcinków specjalnych liczy pomiędzy 400 a 500km, a nasze dzienne dystanse to zazwyczaj ponad 700 km. Będziemy więc w trasie od wczesnych godzin porannych do późnego wieczora przez 12 dni – rajd będzie więc prawdziwie maratoński. To dla mnie doskonała informacja. Im dłuższy i trudniejszy Dakar, tym lepiej się w nim odnajduję – mówił przed startem Sonik.

Pierwsze dni pokazały, że Polak jest jednym z faworytów rywalizacji. Dwukrotnie zameldował się na drugiej pozycji ustępując tylko Ignacio Casale. Trzeciego dnia pojawiły się problemy nawigacyjne, ale Sonik i tak cieszył się z dotarcia do mety. – Jestem bardzo szczęśliwy, że udało się dojechać do mety, bo wielu rajdowców miało dziś straszne kłopoty. Al-Qassimi dosłownie 200 m przed początkiem neutralizacji, jadąc w kurzu za innym zawodnikiem uderzył w kolosalny głaz. Urwali z Xavierem połowę samochodu. To był chyba najbardziej spektakularny wypadek tego Dakaru i dowód na to, że przy ograniczonej widoczności trzeba jechać bardzo ostrożnie – relacjonował.

Na kolejnym etapie krakowianin, jak sam to określił, „był niekompatybilny z roadbookiem”. Przygotowana przez organizator książka drogowa, znacząco odbiegała od sposobu, w jaki przygotowuje ją dla siebie sam rajdowiec. Wynikały z tego kolejne kłopoty nawigacyjne, ale jak to w Dakarze bywa nie były to jedyne trudności.

– Ta pustynia, którą dziś pokonywaliśmy jest piękna… kiedy patrzy się na nią z daleka. Dla nas było to prawdziwe piekło. Na dystansie 100 km od tankowania spaliłem 20 litrów paliwa, a przede mną wciąż było kolejne 150 km nieprzyjemnej, poprzerastanej niską roślinnością pustyni. Główny ślad zostawiony przez moich poprzedników był grząski i kopiąc się w tym piasku traciłem najwięcej benzyny. Dlatego starałem się jeździć bokami, łapać trakcję i dodawać tylko tyle gazu ile było niezbędne – relacjonował Rafał Sonik.

Taktyka zwycięzcy Dakaru z 2015 roku sprawdziła się. Krakowianin nie tylko zaoszczędził na tyle paliwa, by dotrzeć do mety, ale również nie poniósł znaczących strat. – Byłem przekonany, że Vitse, czy Enrico uciekli mi na 20 lub 30 minut, a ukończyli ten etap zaledwie dwie minuty szybciej. Nawet jeśli znów straciłem do nich czas, jestem zadowolony, bo na mecie miałem w baku mniej niż cztery litry paliwa. Poza tym muszę włożyć dużo wysiłku w to, by utrzymać tempo czołówki, a dziś, jadąc głównie na „jedynce” i „dwójce” to naprawdę duże osiągnięcie – mówił.

Rafał Sonik chwilowo stracił miejsce na podium, ale ani wibrujące przy dużych prędkościach koła ani rozpadająca się skrzynia biegów i potrzeba wymiany silnika nie zatrzymały go w drodze po kolejne dakarowe podium. Co więcej krakowianin pokazał swoją siłę na najbardziej technicznych, wydmowym etapie pewnie wygrywając z wszystkimi swoimi rywalami. Niestety Dakar 2020 miał również swoje cienie. Na trasie zginęli Paulo Goncalves i Edwin Straver – dwaj motocykliści. – Straciliśmy przyjaciela. Paulo Goncalves uosabiał ducha Dakaru, a to oznacza między innymi, że był pokorny. Jak każdy z nas miał świadomość swojego doświadczenia, umiejętności, klasy sprzętu, ale wiedział też, że zawsze zostaje margines ryzyka, którego nie jesteśmy w stanie ani skontrolować, ani przewidzieć. Pustynia jest bezwzględna. Nie tylko nie wybacza błędów, ale też potrafi zaskoczyć. Nawet tych, którzy znają ją najlepiej – mówił na mecie Rafał Sonik.

Po śmierci Portugalczyka organizator odwołał ósmy etap dla motocykli i quadów. Zgodnie z zasadami Dakaru kolejnego dnia karawana pojechała już dalej. Kamil Wiśniewski i Arkadiusz Lindner podobnie jak Sonik zaliczyli po jednym zwycięstwie etapowym. Zajęli odpowiednio piąte i 12. Miejsce w rajdzie. Rafał Sonik po dwóch latach nieobecności znów stanął na podium, a co więcej – wygrał specjalny odcinek Qiddiya Trophy, kończący całą rywalizację. Tym samym wrócił do Polski z dwoma trofeami.

Wynik „SuperSonika” w tegorocznym Dakarze jest o tyle znaczący, że średnia wieku jego rywali to… nieco ponad 30 lat. – Wszyscy konkurenci są o 20 lat młodsi i pewnie 20 kg lżejsi. To oznacza, że na skałach i kamieniach uderzają o podłoże z mniejszą energią, więc ich jazda jest bezpieczniejsza. Na prostych też zyskują na prędkości ze względu na mniejszy ciężar. Dlatego wygranie „Qiddiya Trophy” oraz jedenastego etapu, który był pustynny, wydmowy i wymagał dobrej techniki jazdy, dają mi szczególną satysfakcję. Mam nadzieję, że nie tylko dla mnie, ale całemu zespołowi, a także tym, których nie ma z nami w Arabii, ale również zapracowali na ten sukces – podkreślił.