Po czterech dniach ścigania, Silk Way Rally ma dwóch wyraźnych liderów. W klasie samochodów etap za etapem wygrywa Nasser Al-Attiyah, a w klasyfikacji quadów nie ma sobie równych Rafał Sonik. W środę siedmiokrotny triumfator Pucharu Świata ponownie był najszybszy. Na najdłuższym odcinku specjalnym dotarł do mety z ponad godzinną przewagą nad najbliższym rywalem.
– Taki etap to już konkrecik – cieszył się na starcie Rafał Sonik, wiedząc że będzie mieć do pokonania 470km mongolskich bezdroży na zachód od Ułan Bator. – Odcinki tutaj są bardzo szybkie, więc między nami, a motocyklistami powstają znaczące różnice czasowe, ale ani na chwilę nie można tracić uważności. Priorytetem podczas etapów maratońskim jest oszczędzać siebie i quada. Hasłem na dziś jest więc: ostrożność, ostrożność i tempo! – zapowiedział rajdowiec jeszcze przed startem.
Doświadczony krakowianin, patrząc na listę startową do czwartego odcinka przewidział doskonale sytuację, która miała potem miejsce na trasie. Motocykle i quady startują w Silk Way Rally po raz pierwszy i organizator wyznaczył zbyt krótki czas pomiędzy ostatnim motocyklem ruszającym w step, a pierwszym samochodem. W efekcie już po 230km, „SuperSonika” wyprzedził Nasser Al-Attiyah, a podczas tankowania… pierwsze ciężarówki.
– To co działo się w drugiej części etapu, to była gra o przetrwanie. Kiedy tylko słyszałem, że zbliża się do mnie samochód lub ciężarówka, zjeżdżałem z trasy, zatrzymywałem się i czekałem nie tylko jak przejedzie, ale również do momentu kiedy opadnie kurz. Może traciłem czas, ale priorytetem – zwłaszcza na etapie maratońskim – jest bezpieczeństwo. Niektórzy ruszali zbyt szybko w ślad za mijającymi ich kolosami i z tego powodu, choćby Max Hunt wpadł w rozpadlinę i zabrał go z trasy śmigłowiec… Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, bo momentami było naprawdę niebezpiecznie – relacjonował lider rajdu.
Mimo tych trudności polska Yamaha Raptor dojechała na biwak maratoński w Ułan Bator bez szwanku. Aleksander Maksimow z powodu przebitej opony stracił ponad godzinę i w klasyfikacji generalnej ma już do odrobienia ponad półtorej godziny. Arkadiusz Lindner ponownie borykał się z kłopotami technicznymi. We wtorek pokonał spory dystans na trzech kołach, ale w środę musiał już skorzystać z pomocy organizatora by dotrzeć na metę. Drugi z Polaków będzie mógł kontynuować ściganie, ale musi się liczyć z potężną karą czasową.
Rafał Sonik po sześciu godzinach spędzonych na odcinku specjalnym, miał godzinę na dokonanie ewentualnych napraw, a następnie wstawił maszynę do parku zamkniętego. – Wymieniłem filtr powietrza, ponieważ był całkiem zapchany po jeździe w kurzu, sprawdziłem poziomy wszystkich płynów, napięcie łańcucha, ciśnienie w kołach i stan zębatek – wszystko co niezbędne, by jutro rano ze spokojem ruszyć na kolejny oes – zakończył rajdowiec pełen optymizmu przez piątym, liczącym 365 km etapem.